08-06-2012 20:39
Pot tropików
W działach: Taki lajf | Odsłony: 3
– Nie podejrzewam cię o jakąkolwiek sympatię wobec piłki nożnej – napisała kol. H. po tym, jak oskarżyłem ją o o joykillerstwo w sprawie Euro. I miała rację – nie przepadam za kopanką. Ale regularnie oglądam mecze reprezentacji. Dlaczego, zapytacie.
Zjawisko zdiagnozowałem u siebie podczas ostatniego meczu z Niemcami. Wsiąkłem w kanapę jak nigdy indziej, a to przez tę przebrzydłą narodową narrację, którą normalnie bym pogardzał, a tu, proszę bardzo, nawet najbardziej wysunięte na lewo (aż za żebra) serce roście, kiedy cały wielki dyskurs geopolityczno-historyczny mieści się na niecałym hektarze.
Sprawa była prosta. Polacy nigdy nie wygrali z Niemcami, zremisowali ostatnio 1978, a tu mają szansę na zwycięstwo! Ostatecznie psim swędem Niemcy zdobywają gola, zasłużonego jak przybicie ojcu piątki przez zmaltretowane dziecko, czyli jakby nam znowu Warszawę zburzyli.
A teraz Grecy. Dyskurs się zmienia. Unia Europejska, z wyjątkiem "zielonej wyspy", wytrzęsiona kryzysem. Grecja, jako jeden z krajów jeszcze EWG, mierzy się z Polską – krajem nowej Unii. I jednocześnie to Grecja wyczołguje się spod walącej jej się na łeb gospodarki, ściągając na siebie wrogie pomrukiwania reszty kontynentu, oskarżenia o lenistwo i życie NA NASZ KOSZT. I przyjeżdża do Warszawy, stolicy "kraju w budowie", kołchozowego demoluda, który dostał niezasłużony przecież przywilej organizowania turnieju, by bronić honoru w, wydawałoby się, nietrudnej walce.
Komentatorzy podtrzymują tę atmosferę konfrontacji o wymiarze wykraczającym daleko poza mury stadionu. Enumeracja statystyk mistrzostw Europy czy świata (pozdrawiam pn. Szaranowicza, gdyby nie on, nie oglądałbym piłki już wcale) jest niemal homerycka, podkreśla wieloletnią tradycję igrzysk. W mówienie o samej organizacji Euro w Polsce włącza się wielkie liczby, wyliczenia, rachunki zysków i strat. Przegrać wobec takich inwestycji? Niby wygrani jesteśmy tak czy siak, mamy nowe drogi, dworce, lotniska, ale jednak.
(Odsyłam do podsumowania wydatków infrastrukturalnych dookoła Euro. Krzepiące słowa. Wyraźnie widać, że nie tylko futbolerski zyskują na całej sprawie).
No i rzecz najważniejsza. Walka z klątwą. Widmo krąży nad polskim zespołem od lat. Widmo niepowodzenia. Szaranowicz się pilnował, walczył, ale nie utrzymał. Musiał w końcu powiedzieć i o tym. Polacy przełamali klątwę, ale nie do końca. I inni komentatorzy: w drugiej połowie grali, jakby klątwa wróciła.
Ach, klątwo, odejdź.
Czekam na kolejny mecz.
Oddaję głos do studia.
Zjawisko zdiagnozowałem u siebie podczas ostatniego meczu z Niemcami. Wsiąkłem w kanapę jak nigdy indziej, a to przez tę przebrzydłą narodową narrację, którą normalnie bym pogardzał, a tu, proszę bardzo, nawet najbardziej wysunięte na lewo (aż za żebra) serce roście, kiedy cały wielki dyskurs geopolityczno-historyczny mieści się na niecałym hektarze.
Sprawa była prosta. Polacy nigdy nie wygrali z Niemcami, zremisowali ostatnio 1978, a tu mają szansę na zwycięstwo! Ostatecznie psim swędem Niemcy zdobywają gola, zasłużonego jak przybicie ojcu piątki przez zmaltretowane dziecko, czyli jakby nam znowu Warszawę zburzyli.
A teraz Grecy. Dyskurs się zmienia. Unia Europejska, z wyjątkiem "zielonej wyspy", wytrzęsiona kryzysem. Grecja, jako jeden z krajów jeszcze EWG, mierzy się z Polską – krajem nowej Unii. I jednocześnie to Grecja wyczołguje się spod walącej jej się na łeb gospodarki, ściągając na siebie wrogie pomrukiwania reszty kontynentu, oskarżenia o lenistwo i życie NA NASZ KOSZT. I przyjeżdża do Warszawy, stolicy "kraju w budowie", kołchozowego demoluda, który dostał niezasłużony przecież przywilej organizowania turnieju, by bronić honoru w, wydawałoby się, nietrudnej walce.
Komentatorzy podtrzymują tę atmosferę konfrontacji o wymiarze wykraczającym daleko poza mury stadionu. Enumeracja statystyk mistrzostw Europy czy świata (pozdrawiam pn. Szaranowicza, gdyby nie on, nie oglądałbym piłki już wcale) jest niemal homerycka, podkreśla wieloletnią tradycję igrzysk. W mówienie o samej organizacji Euro w Polsce włącza się wielkie liczby, wyliczenia, rachunki zysków i strat. Przegrać wobec takich inwestycji? Niby wygrani jesteśmy tak czy siak, mamy nowe drogi, dworce, lotniska, ale jednak.
(Odsyłam do podsumowania wydatków infrastrukturalnych dookoła Euro. Krzepiące słowa. Wyraźnie widać, że nie tylko futbolerski zyskują na całej sprawie).
No i rzecz najważniejsza. Walka z klątwą. Widmo krąży nad polskim zespołem od lat. Widmo niepowodzenia. Szaranowicz się pilnował, walczył, ale nie utrzymał. Musiał w końcu powiedzieć i o tym. Polacy przełamali klątwę, ale nie do końca. I inni komentatorzy: w drugiej połowie grali, jakby klątwa wróciła.
Ach, klątwo, odejdź.
Czekam na kolejny mecz.
Oddaję głos do studia.