23-11-2008 19:32
MYŚLĄCY OBŁOK (tm)
W działach: Taki lajf, Książki | Odsłony: 3
Parę lat temu, kiedy zrodził się we mnie bunt wobec klasycznego s-f, mielącego non stop jeden plus minus wizerunek kosmity, wymyśliłem MYŚLĄCY OBŁOK.
MYŚLĄCY OBŁOK to nazwa mojej teorii, wg której jako ludzie definiujemy życie za wąsko, dopasowując jego definicję do naszej ograniczonej percepcji. To znaczy, że szukamy w kosmosie życia wg ziemskich wyznaczników, tzn. życia węglowego. Czegoś, co da się zobaczyć, poczuć, zwęszyć itd. Podczas gdy być może obejmujemy postrzeganiem tylko wycinek rzeczywistości.
Jako przykład wysuwałem myślący (tj przewodzący impulsy itd.) obłok jakiegoś bezwonnego, przezroczystego gazu. Była w tym luka, bo taki gaz da się jednak wykryć podobnie jak da się zobaczyć zbyt małe by były widzialne gołym okiem jednokomórkowce. Ale jak na dwunastolatka teoria była imponująca.
Jeszcze bardziej raziła mnie koncepcja szukania kosmitów poprzez nasłuchiwanie fal z kosmosu. Co za osioł wpadł na pomysł, że kosmici będą nadawać na odbieralnych dla nas falach jakiekolwiek wiadomości? Dodatkowo, z perspektywy początkującego studenta języków semickich, szokująca jest teoria, wg której moglibyśmy jakoś odczytać język, którym operowaliby kosmici. Przy równie bzdurnym założeniu, że mówiliby dźwiękami, musieliby jeszcze używać takich, które bylibyśmy w stanie usłyszeć.
Kiedy to wymyślałem, nie wiedziałem za bardzo o czym pisał ten legendarny Lem, a tytuł Solaris nie kojarzył mi się z zupełnie niczym. Potem dopiero tą lukę wypełnił wizerunek George'a Clooney i mem wybitnie niepochlebnych recenzji. Dzisiaj książkę Lema już znam i chyba nie muszę jej nikomu polecać.
MYŚLĄCY OBŁOK to nazwa mojej teorii, wg której jako ludzie definiujemy życie za wąsko, dopasowując jego definicję do naszej ograniczonej percepcji. To znaczy, że szukamy w kosmosie życia wg ziemskich wyznaczników, tzn. życia węglowego. Czegoś, co da się zobaczyć, poczuć, zwęszyć itd. Podczas gdy być może obejmujemy postrzeganiem tylko wycinek rzeczywistości.
Jako przykład wysuwałem myślący (tj przewodzący impulsy itd.) obłok jakiegoś bezwonnego, przezroczystego gazu. Była w tym luka, bo taki gaz da się jednak wykryć podobnie jak da się zobaczyć zbyt małe by były widzialne gołym okiem jednokomórkowce. Ale jak na dwunastolatka teoria była imponująca.
Jeszcze bardziej raziła mnie koncepcja szukania kosmitów poprzez nasłuchiwanie fal z kosmosu. Co za osioł wpadł na pomysł, że kosmici będą nadawać na odbieralnych dla nas falach jakiekolwiek wiadomości? Dodatkowo, z perspektywy początkującego studenta języków semickich, szokująca jest teoria, wg której moglibyśmy jakoś odczytać język, którym operowaliby kosmici. Przy równie bzdurnym założeniu, że mówiliby dźwiękami, musieliby jeszcze używać takich, które bylibyśmy w stanie usłyszeć.
Kiedy to wymyślałem, nie wiedziałem za bardzo o czym pisał ten legendarny Lem, a tytuł Solaris nie kojarzył mi się z zupełnie niczym. Potem dopiero tą lukę wypełnił wizerunek George'a Clooney i mem wybitnie niepochlebnych recenzji. Dzisiaj książkę Lema już znam i chyba nie muszę jej nikomu polecać.