» Blog » Higiena sesji grozy
01-03-2009 22:27

Higiena sesji grozy

W działach: RPG, Na poważnie | Odsłony: 27

Zdecydowałem się na napisanie tej notki po lekturze niepokojącego tekstu Bójmy się, praktyka, opublikowanego na łamach poltera. Będzie polemika, więc zalecana jest znajomość tekstu Macbetha.

Pamiętam sesje, na których czułem realny strach. Nie było ich wiele, bo zaraz po podjęciu trochę bardziej świadomego grania, częstotliwość spotkań, z przyczyn niezależnych, gwałtownie spadła. Pamiętam też, jak po raz pierwszy wprowadzałem metody, które poznałem na legendarnych w okołolubelskich kręgach warsztaty grozy, prowadzone przez Matiego, Żucha i Adasia K. na lubelskich i podlubelskich konwentach. Na początku myślałem, że te ich tricki nie mają szansy zadziałać, ale jednak – pierwsza sesja, która zapowiadała się jako porażka (jeden kumpel zapomniał tego, tamten się spóźnił, za ścianą rodzice kumpla oglądali tv, brat grał na gitarze, a muzę puszczaliśmy na prawie niedziałających głośnikach), wyszła wg opinii graczy (która mnie więcej niż zdziwiła) znakomicie. Prosili o więcej. Czegoś równie dobrego nie udało mi się już dla nich przygotować, wrażenia z pierwszej sesji pozostały i nie udało się przeskoczyć wysoko postawionej poprzeczki. Ale na tej sesji udowodniłem sobie, że da się robić dobre sesje grozy bez szarpania za koszulę czy wsadzania graczowi spaghetti za kołnierz.

Macbeth w swoim tekście sugeruje ostre metody: "Wystarczy nagłym ruchem uderzyć rękami o stół, podnieść się, krzyknąć, cisnąć gdzieś kośćmi czy szarpnąć kogoś za koszulę". To jeszcze nie jest najgorsze. Naruszanie cudzej przestrzeni, łamanie kluczowej do higienicznej (w sensie komunikacji, poszanowania prywatności) zasady no-touch to pół biedy. Gorsze jest to, że autor wychodzi z założenia, że na sesji grozy chodzi o uruchomienie najbardziej pierwotnego poczucia strachu, zamkniętego (jak wyjaśnia we wstępie) w ciele migdałowatym w mózgu. A ja zastanawiam się, czy na sesji grozy chodzi o to, żeby gracz rzucił się na Mistrza Gry i pobił go krzesłem, czy żeby poprzestał na poziomie niepewności i fantasmagorii.

Komentarze


Parsifal
   
Ocena:
+1
Beacon, mam wrażenie, że chodzi raczej o to by utrzymać mózg w reakcji "stój", w stanie zawieszenia, wynikającym z chaosu który powodują nadchodzące bodźce. Nikt nie mówi o atakowaniu Mg....
01-03-2009 22:40
beacon
   
Ocena:
+1
Autor tekstu pisze, że najpierw wprowadzić trzeba graczy w "stój", a potem:

"Brakuje nam więc czegoś, co mogłoby uruchomić nasze ciało migdałowate. Wszyscy siedzą blisko stolika, narrator wyszeptuje kolejne sceny, decyzja prawie zapadła, może amunicja się kończy... Wystarczy nagłym ruchem uderzyć rękami o stół, podnieść się, krzyknąć, cisnąć gdzieś kośćmi czy szarpnąć kogoś za koszulę. W ten sposób niespodziewanym bodźcem ukierunkujemy napięcie, upewnimy nasz mózg, że to nie podniecenie, ciekawość ani gniew, a właśnie strach. Im więcej potencjalnych zagrożeń, które będzie musiało przeanalizować ciało migdałowate, tym pewniejszy efekt." -- tekst Macbetha.

To moim zdaniem przegięcie, które narusza higienę rozgrywki i może prowadzić do przykrych konsekwencji.
01-03-2009 22:49
996

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+1
Autorowi chodzi raczej o to, żeby dzięki ciału migdałowatemu pobudzić nadnercza i dostarczyć adrenaliny i to akurat jestem w stanie zrozumieć, od adrenaliny jest uzależnionych masa ludzi - base jumperzy, spadochroniarze, rajdowcy itd to tylko skrajne przykłady, więc do tego celu nie miałbym zarzutów, ale sama metoda jest prostacka i nieskuteczna - przynajmniej mnie nie rusza.

Liczyłem na wskazówki o budowaniu nastroju zagrożenia itd...
01-03-2009 23:04
beacon
    @Craven
Ocena:
0
Odpowiedź taka sama. Autor poleca najpierw wprowadzić do opcji "stój", w której wydziela się adrenalina

"Organizm chce się tylko zorientować, co się dzieje, zweryfikować potencjalne zagrożenie. Czy krzyk to przypadkiem nie ryk zwierzęcia, czy zmiana w nieruchomym eterze to nie pełznący wąż. Niewiele, ale produkcja adrenaliny już rozpoczęta.",

a potem pójść dalej. Cytat dwa komcie wyżej.

I dlatego uważam, że to naruszenie elementarnej higieny sesji.
01-03-2009 23:09
Gerard Heime
   
Ocena:
0
Skoro polemika toczy się tutaj, a nie pod artykułem, to wtrącę swoje 3 grosze.

Triki opisane przez Macbetha są... no, nie bójmy się tego słowa (;)), przeciętne. Jasne, znam paru MG, którzy straszą graczy:
- uderzając otwartą dłonią w stół
- krzycząc
- zdmuchując świeczki w ciemnym pomieszczeniu
- skacząc po stole (Kocham Cię, Słonko :-*)
itd.
Paradoksalnie jest to metoda słaba - jednorazowa. Zadziała może na jednej sesji... a potem gracze się przyzwyczają. Do tego stopnia, że rzucanie nimi o meble nie pomoże. Tak tak, zdarzyło mi się coś takiego. Na pierwszej sesji, "efekty specjalne" zrobiły na mnie świetne wrażenie. Na drugiej byłem znudzony i lekko zniesmaczony.

Znowu, nieco rodzinnej autoreklamy. Morphea ostatnimi czasy "trenuje" do PMM, co odbija się pozytywnie na Jej sesjach. Nie ma skakania po stole (które może nie jest taką złą metodą, skoro zagwarantowało jej wejście do półfinałów w zeszłym roku...), jest za to solidna gra aktorska. Gwarantuję wam, że odegranie przez MG szoku i paniki potrafi być równie silnym bodźcem, co "naruszanie higieny sesji". Nie mówiąc już o starej jak świat "małej dziewczynce".
02-03-2009 00:09
Rastif
   
Ocena:
+1
Mnie nieco dziwi, że wszyscy skupili się na 'trikach', których moim zdaniem w ogóle w artykule nie ma. Wymienienie jednym tchem kilku metod miało raczej pokazać, że należy atakować graczy dużą ilością zmiennych bodźców. Wyłowiłem z artykułu ciało migdałkowe - cośtam o nim wcześniej wiedziałem, ale niewiele. Nawet nie wpadłoby mi do głowy, że można uznać, że w tym artykule chodzi o jakieś triki.
02-03-2009 00:55
beacon
   
Ocena:
+1
Praktyczność tekstu (nota bene zapowiedziana w tytule) to jedna sprawa. Łamanie podstawowych moim zdaniem zasad zachowania na sesji - druga.

Co do tej pierwszej - straszenie na sesji to złożona sprawa, każdy ma z tym związane różne przeżycia. Wg mnie najfajniejsza jest delikatna, ale podtrzymywana przez dłuższy czas atmosfera napięcia. Potem można walnąć o stół, żeby gracze pospadali z krzeseł, ale dopiero na końcu. Żeby ostatecznie rozładować napięcie, bo po takim walnięciu dobrze jest się pośmiać, wziąć kostki i ponaparzać potwora, który wreszcie pokazał się w pełnej krasie.

A jak podtrzymywać to napięcie? Atmosfera zewnętrzna jest ważna - półmrok, muzyczka, spokojny, ale niejednoznaczny sposób narracji. Ale najważniejsze są same słowa. Niedopowiedzenia, powolne zagęszczanie atmosfery itd. Ale ja tu nie piszę poradnika, tylko o higienie sesji się uwywnętrzniam ;P

@Gerard

Z tą małą dziewczynką to chyba jakiś mem zakodowany jeszcze na etapie małpy. Bo wszyscy gracze, niezależnie skąd są, zawsze zabijają tą małą, dziwnie mówiącą dziewczynkę.
02-03-2009 01:13
Gerard Heime
   
Ocena:
0
Jak już kiedyś pisałem przy okazji jednego ze swoich artykułów (chyba o cierpieniu), nie uważam, by tego typu techniki dało się określać jako etyczne/nieetyczne, higieniczne/niehigieniczne itd. ze względu na samą treść techniki.

Według mnie nieetyczne jest każde zagranie, bez względu na jego treść, które zostało wykorzystane na sesji bez uzyskania akceptacji innych graczy, przy założeniu, że inni gracze wcześniej wyrazili swoją dezaprobatę do takiego zagrania lub MG miał podstawy domniemywać, że gracze mogą taką dezaprobatę wyrazić, jednak nie skonsultował tego z nimi.
02-03-2009 12:03
996

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Plusik dla Gerarda - jeśli tylko nikomu nie przeszkadza tarmoszenie się za ciuchy to niech to robią.
02-03-2009 14:37
nerv0
   
Ocena:
0
Mnie się zdarzyło gruchnąć pięścią o szafkę (stołu nie miałem pod ręką :) ) tylko raz, ale efekt był wręcz genialny. Wszystko wyglądało tak jak to opisał beacon. Atmosfera z chwili na chwilę coraz bardziej napięta i podtrzymywana przez ponad połowę 10 godzinnej sesji, której finał zbliżał się już wielkimi krokami (i który bardzo szczęśliwie nastąpił o północy :) ). Daje opis jakiegoś złudzenia, mówię już niemal szeptem, gracz, którego tyczyła się sprawa nachyla się coraz bliżej żeby słyszeć co mówię i w pewnej chwili... SRU!!!! Ktoś zaczął się dobijać do pokoju w którym przebywa bohater. Gracz naprawdę nieźle podskoczył, dam głowę, że z dziesięć centymetrów. :) Drugi natomiast przez jakiś czas dostawał nerwowego tiku i trzęsła mu się ręka. :)

Beacon, czy o takie przegięcie ci chodzi? Jak dla mnie to się wydaje normalnym i wręcz potrzebnym zagraniem. Co prawda tekstu, do którego się odnosisz jeszcze nie przeczytałem, ale nie wydaje mi się żeby promował jakieś szczególnie niestosowne metody (no może to szarpanie za koszulę to lekka przesada, ale inne wymienione nie wydały mi się jakoś szczególnie rażące).
02-03-2009 14:42
rincewind bpm
   
Ocena:
0
Mi się raz udało naprawdę przestraszyć graczy: zupełnie przez przypadek, złożyła się na to sytuacja fabularna, niezły kawałek opisu, wybitnie właściwy fragment muzyczny (przypadkowo, leciały sobie losowo dosyć mrocznawe kawałki) i w końcu nieufność pomiędzy bohaterami: też nie planowana, zabójcą był BN :P Owego przypadkowego sukcesu powtórzyć mi się już nie udało, choć też sporadycznie prowadzę straszniejsze klimaty.
02-03-2009 15:32
Aesandill
   
Ocena:
+1
Dużo krzyku o nic.

Kiedyś była już dyskusja o higienie rpg, waleniu reką w stoły, zdmuchiwaniu świeczek.

Póki nikomu( z uczestników sesji !) to nie przeszkadza, niech kazdy MG i Gracze stosują sobie takie metody, jakie lubią. Pobudzają takie obszary, jakie uznaja za stosowne. I słuchanie o "kanonicznych" zasadach higieny, non dotykaniach itp... troche to bezsensu. Nie ma "ogólnej" zasady RPG. Są zasady zdrowgo rozsądku i szacunku. Szanujmy się nawzajem, i tyle. Jak ktoś wyraża zgode na hukanie w stól, to śmiało.

Ja chętnie sie wystrasze kiedyś na sesji, chodźby od rosnącego napięcia, i nagłego huku.
Byle nie było to niapięcie elektryczne
Pozdrawiam
Aes

PS
Jak ktoś poda na sesji czpisy, lub jakikolwiek z wielu innych szkodliwych dla mnie produktów, i się w efekcie wykrwawie, to zaprzeczy higienie RPG :D.
Precz z czipsami na sesjach!
02-03-2009 16:14
Darken
   
Ocena:
0
Tak czytam Twoją notkę i wreszcie rozumiem, czemu tak trzepnęło Cię po zagraniu w Dogs in the Vineyards.

A tutaj moja notka, wchodząca nieco w tematykę poruszoną tutaj jak i w artykule.
http://ddr4ever.wordpress.com/2009 /03/01/felieton-indie-a-rpg/
02-03-2009 17:54
beacon
    @Darken
Ocena:
0
Piszesz o mnie, że mnie trzepnęło? Czy nie zrozumiałem?
02-03-2009 18:56
Darken
    Do: Beacon
Ocena:
0
Tak. Kwestia tego, że mówiłeś, że ta masa kostek wybijała Cię z immersji. Czy coś w tym stylu.
02-03-2009 18:57
beacon
   
Ocena:
0
Tak było. Faktycznie, tak rozwinięta kostkologia jak w Dogsach zupełnie odrywa mnie od sytuacji w świecie fikcyjnym. EOT.
02-03-2009 22:28

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.