24-03-2013 23:49
Z czego możemy być niekoniecznie zasłużenie dumni
W działach: Taki lajf, Konwenty | Odsłony: 20
Repek napisał, komentując własne zdjęcie z Pyrkonu: "O take polske smy walczyli". (Pisownię mu wybaczamy, bo klepał z komórki). Ja co prawda walczyłem raczej z pozycji kanapowego kontestatora i specjalisty od besztania śmiałych konwentowych posunięć, ale teraz mam się czym cieszyć i z czego być niezasłużenie dumnym.
Misiek z Derkaczem i całą armią oddanych fandomersów, których nazwiskom zdecydowanie należy się chwila uwagi, zasługują na solidne podziękowania i gratulacje. Zrobili niemal doskonałą imprezę, na której pojawiło się 12 tysięcy osób.
Sam zacząłem odwiedzać konwenty w pamiętnym roku 2002. Przyszedłem wtedy na lubelski Falkon głównie z zamiarem wysłuchania prelekcji o Harrym Potterze. Potem było coraz poważniej. Pierwszym wyjazdowym konwentem był dla mnie ostatni ConQuest w 2005 r. Pamiętam, że wtedy za "duży konwent" uznawaliśmy taki, na którym pojawiło się więcej niż 400 osób.
Potem odwiedziłem masę kolejnych imprez: wszystkie Falkony i większość Dragonów (Lublin), U-boty (Łódź), Imladrisy, dwa Krakony (Kraków), jedne Inne Sfery (Wrocław), Mantikorę, Wizkon, R-kony, Białego Kruka (lubelskie i Rzeszów), Avangardy (Warszawa) i pewnie jeszcze ileś innych.
W pewnym sensie przełomowy był warszawski Polcon w 2007, który tak krótkowzrocznie skrytykowałem. Odbył się w hotelu i starał się być czymś innym niż imprezą w dusznej szkole ze spaniem po korytarzach i mielonką z puszki wciąganą przy szkolnej ławce.
W moim odbiorze zakończony dzisiaj Pyrkon należy do nurtu zapoczątkowanego tym pamiętnym Polconem. Poprawił jego niedociągnięcia, wyszedł do ludzi spoza ścisłego fandomu, trafił w doskonałą lokalizację Poznańskich Targów, przekonał rozmaite instytucje (z Ministerstwem Kultury i Dziedzictwa Narodowego na czele), że fantastyka, erpegi, bitewniaki, karcianki i wszystko co dookoła to poważna sprawa. I dzięki niemu, dzięki jego nieocenionym organizatorom, którzy za 45 zeta od głowy nam to wszystko dają – możemy poczuć, że mamy swoje wielkie święto.
Merytorycznej recenzji pewnie niedługo dostarczą Wam redaktorzy różnych serwisów. Ja ograniczam się do tej pobieżnej archeologii własnych doświadczeń. I, korzystając z okazji, załączam podziękowania dla tych, którzy po pierwsze ugościli mnie w kamienicy przy Słowackiego, po drugie – pozwolili mi tak świetnie bawić się na Pyrkonie 2013, najlepszym polskim konwencie przynajmniej od 2002 roku, bo tylko tyle pamiętam.
Misiek z Derkaczem i całą armią oddanych fandomersów, których nazwiskom zdecydowanie należy się chwila uwagi, zasługują na solidne podziękowania i gratulacje. Zrobili niemal doskonałą imprezę, na której pojawiło się 12 tysięcy osób.
Sam zacząłem odwiedzać konwenty w pamiętnym roku 2002. Przyszedłem wtedy na lubelski Falkon głównie z zamiarem wysłuchania prelekcji o Harrym Potterze. Potem było coraz poważniej. Pierwszym wyjazdowym konwentem był dla mnie ostatni ConQuest w 2005 r. Pamiętam, że wtedy za "duży konwent" uznawaliśmy taki, na którym pojawiło się więcej niż 400 osób.
Potem odwiedziłem masę kolejnych imprez: wszystkie Falkony i większość Dragonów (Lublin), U-boty (Łódź), Imladrisy, dwa Krakony (Kraków), jedne Inne Sfery (Wrocław), Mantikorę, Wizkon, R-kony, Białego Kruka (lubelskie i Rzeszów), Avangardy (Warszawa) i pewnie jeszcze ileś innych.
W pewnym sensie przełomowy był warszawski Polcon w 2007, który tak krótkowzrocznie skrytykowałem. Odbył się w hotelu i starał się być czymś innym niż imprezą w dusznej szkole ze spaniem po korytarzach i mielonką z puszki wciąganą przy szkolnej ławce.
W moim odbiorze zakończony dzisiaj Pyrkon należy do nurtu zapoczątkowanego tym pamiętnym Polconem. Poprawił jego niedociągnięcia, wyszedł do ludzi spoza ścisłego fandomu, trafił w doskonałą lokalizację Poznańskich Targów, przekonał rozmaite instytucje (z Ministerstwem Kultury i Dziedzictwa Narodowego na czele), że fantastyka, erpegi, bitewniaki, karcianki i wszystko co dookoła to poważna sprawa. I dzięki niemu, dzięki jego nieocenionym organizatorom, którzy za 45 zeta od głowy nam to wszystko dają – możemy poczuć, że mamy swoje wielkie święto.
Merytorycznej recenzji pewnie niedługo dostarczą Wam redaktorzy różnych serwisów. Ja ograniczam się do tej pobieżnej archeologii własnych doświadczeń. I, korzystając z okazji, załączam podziękowania dla tych, którzy po pierwsze ugościli mnie w kamienicy przy Słowackiego, po drugie – pozwolili mi tak świetnie bawić się na Pyrkonie 2013, najlepszym polskim konwencie przynajmniej od 2002 roku, bo tylko tyle pamiętam.