» Blog » Rock'n'rollowa apokalipsa
22-09-2008 13:18

Rock'n'rollowa apokalipsa

W działach: Film, Muzyka | Odsłony: 3

Rock'n'rollowa apokalipsa
/tekst zawiera spoilery, które są dość głębokie, ale wg mnie nie psują filmu; ale zastrzegam, żeby nie było/

W 1957 roku, przy pomocy spadających z nieba radzieckich bomb, Nevada rozrosła się na całe Stany. Elvis umarł, ale już jako król Lost Vegas – ostatniego broniącego się przed czerwonymi wolnego miasta. Po śmierci Króla liczni śmiałkowie, uzbrojeni tylko w miecze i gitary, przedzierają się przez pustynię do ostatniego przyczółka wolnej Ameryki. Tylko gitarowym gigiem mogą wywalczyć sobie koronę Vegas. Jednym z nich jest niepozorny okularnik Buddy. W tej roli przetwardziel-mistrz-wschodnik-sztuk-walki Jeffrey Falcon.

Cały film przesiąknięty jest rock'n'rollem. Od ścieżki muzycznej, nagranej przez kapelę rockabilly Red Elvises, przez rock'n'rollowych bohaterów, aż po kontekst całego filmu – świat zatrzymał się w późnych latach pięćdziesiątych, a mekką, do której pielgrzymują czciciele Elvisa, jest Vegas. Z tego punktu widzenia, Six-String Samurai to jajcarski esej na temat rock'n'rolla.

Postać Buddy'ego jest wzorowana na jednym z pionierów rock'n'rolla, Budym Hollym. Jego finałowy przeciwnik, Śmierć, wygląda z kolei jak Slash. Ostateczne pokonanie Buddy'ego przez Śmierć można więc odebrać jako symboliczne odsunięcie rock'n'rolla w cień przez hard rock i heavy metal (na który powołuje się Śmierć).

Wbrew pozorom to nie aż tak niskobudżetowy film jak na przykład Martwe Zło (MZ: 0 tys., Samuraj: ponad milion). Nie jest też aż tak tandetny. Sceny walki są naprawdę dobre (lepsze niż w jakimś filmie z Van Dammem), choć mogłoby ich być więcej, a klimatu post-apokaliptycznej komedii nie mącą niedostatki.

Niestety film jest mało przejmujący. Losy bohaterów pozostają widzowi obojętne. Scenarzysta nie wysilił się za bardzo, żeby można było ich polubić. Fabuła jest dość oczywista, ale stanowi niezłą bazę do sparodiowania gatunku. Trochę brakuje jakichś błyskotliwych one-linerów, które miałyby szansę stać się kultowe (chociaż ja-prozac w komentarzach punktuje parę całkiem niezłych.

Mimo to oglądanie tego filmu trudno uznać za stratę czasu. To najbardziej wykręcone post-apo w starym stylu, jakie widziałem. I na pewno wprowadza trochę świeżego powietrza do zatęchłego gatunku. Nawet dodałem go do polskiej wiki.

Na koniec trailer.


2
Notka polecana przez: Mandos, Szczur
Poleć innym tę notkę

Komentarze


ja-prozac
   
Ocena:
+1
Nie ma onelinerow?

If you were me you would be good looking.

Nice tuxedo. Nice tuxedo to die in.

You have failed me for the last... nice shoes!


They say you can play mean six string and kill hundred man at the same time.

Don't touch my guitar, man.


Ten po polsku:

Idz do domu, znajdz kobiete i zaloz rodzine. Nie jestes taki jak ja.

Zapomniales o wyjebistej muzyce Red Elvises.
22-09-2008 15:20
beacon
    onelinery
Ocena:
0
No dobra, może ze dwa mocne by się znalazły.
22-09-2008 15:26
Szczur
    ja-prozac ma rację
Ocena:
0
W filmie jest sporo całkiem niezłych onelinerów ("If you were me, you would be good looking" rzucony wiatraczemu ludowi należy do jednego z moich ulubionych). Nie wspominając o (cytuję z pamięci) "We don't have bullets since '57" jako uzasadnienie samobójczych szarż czerwonoarmistów. Ogółem dialogi nie stoją na złym poziomie, pod warunkiem że nie przeszkadza komuś duża dawka absurdu.

Film ma całkiem fajnie zrobione główne postacie (japiszono-podobny Buddy oraz mhroczny Death), również ekipa Śmierci jest całkiem fajna, podobnie jak napotkane postacie (rodzinka kanibali, czerowni elvisi, RChAC, lud wiatraków) czy motywy postapo (zwłaszcza potłuczone szklanki).

Zresztą, Death nie pokonuje Buddy'ego w finałowej scenie - Death przegrywa, zaś jego ekipa proponuje dzieciakowi, że jakby ich potrzebował to może ich zatrudnić. Śmierć Buddy'ego nic nie zmienia, skoro dociero on i tak do Vegas.

Nie wspominając o fakcie, że jest Sztuką (by AWu) z uwagi na wieloznaczność przesłania. "Wędrówka Buddy'ego jest wyraźną alegorią podróży do celu, do którego nie możemy dotrzeć, bo jesteśmy zbrukani przeszłością i musimy się odrodzić, żeby tam dotrzeć." (AWu)
22-09-2008 16:14
beacon
   
Ocena:
0
Buddy umiera po pojedynku ze Śmiercią. Schedę przejmuje po nim dzieciak. Czy uznasz to za przegrany pojedynek, czy nie - Twoja rzecz. Zwłaszcza, że i Śmierć potem ginie ze spadkobiercy Buddy'ego. Widać więc, że sytuacja jest trochę skomplikowana. Może więc dalsza droga młodego to zapowiedź tego, że po śmierci hard rocka i heavy metalu rock'n'roll powróci? Może ;p

Buddy to dla mnie nie tyle japiszon, co stylowy rock'n'rollowiec z epoki. Zwłaszcza dzięki tej wstążce zamiast krawata ;p Pod koniec lat 90. japiszony tak nie wyglądały.

Co do tego, czy ten film jest Sztuką czy nie - nie zagłębiam się w dyskusję. Nie jestem teoretykiem, żeby się merytorycznie sprzeczać, a poglądy swoje na ten temat mam i nie zamierzam nikogo do nich przekonywać ;)
22-09-2008 16:20
Szczur
    Nie no beacon,
Ocena:
0
nie dobijaj mnie. To że Buddy ginie nie znaczy wcale że przegrywa - wyraźnie w finale jest pokazane, że dzieciak _staje_się_ Buddym - razem docierają do Vegas. Zwłaszcza, że (jak w starych SW), po śmierci pozostają tylko jego akcesoria, żeby następca mógł je przejąć. Więc Buddy kończy swoją podróż, zaś Śmierć wyraźnie pokazane jest że przegrywa - i nawet to potwierdzają jego ludzie.
A odczytywanie filmu jako walki rocka i metalu (który jest dzieckiem rocka) jest strasznie powierzchowne ;)
22-09-2008 16:24
beacon
   
Ocena:
0
(Nie rocka, tylko rock'n'rolla.)

Masz rację. Idea Buddy'ego zostaje poniesiona dalej przez dzieciaka (w sumie powinno się pisać z dużej, bo to określenie urasta do rangi imienia). Ja użyłem sformułowania 'pokonanie' trochę niefortunnie. Dzięki.
22-09-2008 16:38
Mandos
   
Ocena:
0
Gdzie to można "zdobyć"? Będzie u nas leciało?
25-09-2008 18:30
beacon
   
Ocena:
0
Raczej nie będzie w Polsce.

Można kupić w Amazonie.

Chociaż są też mniej oficjalne kanały ;p
25-09-2008 20:22

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.