» Blog » Partia Piratów w PE
08-06-2009 20:32

Partia Piratów w PE

W działach: Na rubieżach sieci, Na poważnie | Odsłony: 0

Partia Piratów w PE
Wydaje mi się, że w kwestii ochrony praw autorskich do dzieł kultury trwa właśnie walka podobna do tej, która doprowadziła do wprowadzenia prawnej ochrony pracowników, czy urzeczywistnienia demokracji. Ścierają się siły wyzyskujących i wyzyskiwanych i choć we współcześnie w tym kontekście wyzyskiwani są pisani w ironicznie, to niedługo może się to zmienić. Podejrzewam, że tak jak dzisiaj producenci muzyki nie wyobrażają się rewolucji w prawach autorskich, tak fabrykanci na początku XIX wieku nie wyobrażali sobie zakazu zatrudniania dzieci, wolnych weekendów, ubezpieczeń, urlopów macierzyńskich i ośmiogodzinnego dnia pracy.

Do Parlamentu Europejskiego (ze Szwecji) weszła Partia Piratów (na razie jeden przedstawiciel, los drugiego się waży), która w programie (angielskojęzyczny PDF tutaj) ma zapisaną walkę z inwigilacją społeczeństwa wykorzystując specjalne regulacje anty-terrorystyczne i bez uzasadnionego podejrzenia popełnienia przestępstwa. Uważają, że niedemokratyczne jest śledzenie przez państwo czyjegoś transferu po to, żeby sprawdzić, czy nielegalnie udostępnia pliki. Według nich musi najpierw zaistnieć uzasadnione podejrzenie, a pogwałcenie prywatności służyć może najwyżej jako utwierdzenie bądź obalenie zarzutu. Traktowanie wszystkich jako podejrzanych jest niedemokratyczne.

Partia Piratów proponuje też objęcie komunikacji elektronicznej takimi samymi przepisami o poufności jak korespondencję papierową. Bo czy nowoczesna technologia automatycznie uprawnia państwo do ingerencji w prywatność obywateli?

Partia Piratów dąży też do zmiany sytuacji prawnej, w której pewne czynności są dziś nielegalne. Ale dąży do tej zmiany legalną drogą.

Przed wyrażeniem opinii na temat PP należy mieć w pamięci to, że nie wszystkie dzisiaj dla nas oczywiste prawa były tak samo oczywiste dla żyjących przed ich uchwaleniem. Może tak samo jest i tym razem?

Komentarze


M.S.
   
Ocena:
-1
"Wydaje mi się, że w kwestii ochrony praw autorskich do dzieł kultury trwa właśnie walka podobna do tej, która doprowadziła do wprowadzenia prawnej ochrony pracowników, czy urzeczywistnienia demokracji. Ścierają się siły wyzyskujących i wyzyskiwanych i choć we współcześnie w tym kontekście wyzyskiwani są pisani w ironicznie, to niedługo może się to zmienić. Podejrzewam, że tak jak dzisiaj producenci muzyki nie wyobrażają się rewolucji w prawach autorskich, tak fabrykanci na początku XIX wieku nie wyobrażali sobie zakazu zatrudniania dzieci, wolnych weekendów, ubezpieczeń, urlopów macierzyńskich i ośmiogodzinnego dnia pracy."

Jedno "ale" - nienawidzę tej partii, ale wcale nie znaczy to, że wprowadzenie ich postulatów uważam za mrzonki. Niestety.
08-06-2009 20:42
beacon
   
Ocena:
0
Czemu niestety? Takie prawa historii. Spróbuj zwalczyć uprzedzenia i skupić się na programie.
08-06-2009 21:34
Karczmarz
    Hmmm
Ocena:
0
Nie no, internet musi być kontrolowany z czasem. Nie ma opcji, aby pozostał w takiej formie jak teraz, kiedy są w tym coraz większe pieniądze. Takie Partie to fajna ciekawostka, ale trend idzie w drugą stronę i inwigilacja niestety musi być, tak jak biling z telefonu - ktoś kontroluje do kogo, kiedy i za ile dzwonisz, bo są w tym pieniądze. Z czasem ludzie będą kontrolować co robimy w necie bo będzie od tego po prostu za dużo zależało, aby pozostawić to bez nadzoru.
08-06-2009 21:57
beacon
   
Ocena:
+1
@Karczmarz

Ta partia w ciągu bardzo krótkiego czasu zebrała dość głosów, żeby wejść do PE, nie mając np. kasy Ganleya. Tego ruchu nie można lekceważyć. Sprzeciw wobec postępującej inwigilacji narasta. Internetu nikt nie musi ze względów biznesowych śledzić, poza samymi serwisami. Ale one, bez złośliwego oprogramowania, mogą jedynie patrzeć co robisz wchodząc/klikając w ich strony (vide google). Można się bać, że korporacje urosną do roli państw, bo one są mniej pilnowane. Ale to kwestia na dłuższą dyskusję.

Tak czy siak, Partia Piratów sprzeciwia się właśnie temu, o czym piszesz - trenowi wzrastającej inwigilacji społeczeństwa.
08-06-2009 22:24
Rastif
   
Ocena:
+3
W wymiarze praktycznym Partia Piratów nie ma specjalnie wygórowanych postulatów, w zasadzie proponuje powrót do regulacji sprzed kilku lat. Proponowana reforma copyrightu (jako wróg własności intelektualnej powiem, że za mało radykalna, ale z punktu widzenia społecznego- zapewne za bardzo) to już bardziej ideowy i mniej realny dodatek. Tak czy siak jako zjawisko z całego serca popieram. Jeżeli państwowy zamordyzm będzie sięgał coraz dalej, jest szansa na drugą paneuropejską inicjatywę (po Libertas), pirackie partie istnieją już w kilkunastu europejskich państwach.
08-06-2009 23:01
Siman
   
Ocena:
+5
Osobiście zagłosowałbym za Partią Piratów, gdyby pojawiła się w Polsce.
08-06-2009 23:23
malakh
   
Ocena:
0
jako wróg własności intelektualnej

Rozwiń, proszę. Bo na pierwszy rzut oka wygląda to tak: "ktoś się napracuje, włoży w coś duszę, i przy okazji chce na tym zarobić, ale ja mam to gdzieś, bo mnie się należy..."
08-06-2009 23:25
Rastif
   
Ocena:
+2
W żadnym wypadku. Mój sprzeciw wobec własności intelektualnej jest stricte ideowy, sam kupuję płyty, książki, komiksy, itd. Problem jest dość szeroki i trudny do wyłożenia w komentarzu do notki na blogu, tak więc odeślę do wyczerpującego artykułu Stephana Kinselli - http://mises.pl/255/255/ . W wielkim skrócie mówiąc uważam, że przedmioty 'własności intelektualnej' nie przejawiają cech własności i jako takie nie mogą do nikogo należeć.
08-06-2009 23:44
beacon
   
Ocena:
+1
@Rastif

To dość anarchistyczne spojrzenie, ale z czasem coraz bardziej się do niego przychylam. Czym innym jest płyta z muzyką, a czym innym sama muzyka. Nie wydaje mi się, żeby legalizacja piractwa wpłynęła negatywnie na zyski artystów, bo i tak dzisiaj ściąganie jest normą i raczej nie prawo ludzi od niego powstrzymuje.

Możliwość płacenia artyście dobrowolnie, z pominięciem pośredników, wydaje się ciekawszą propozycją, która jest powoli testowana (Radiohead, NIN, etc.) i wydaje się skuteczna. Ludzie kupują też empetrójki w sklepach internetowych, chociaż mogą pobrać je z neta w takiej samej jakości (w przypadku Polski - równie legalnie; przypominam, nielegalne jest wyłącznie udostępnianie dóbr kultury; nie dotyczy oprogramowania, które nie jest dobrem kultury).

Dochodzi też kwestia nierównomiernego dostępu do kultury na świecie (pozdrawiamy sklep Apple'a) i rola koncernów w muzyce. Może gdyby przestało się koncernom opłacać kłaść takie fury pieniędzy, bo artysta zarabiałby z ich pominięciem, rynek podryfowałby w zupełnie innym kierunku i pozdychałoby trochę celebrities? To już gdybanie. Ważne, że coś jest na rzeczy i coś się ludziom w mózgach przewraca. Być może jesteśmy świadkami rewolucji.

P.S. Dziękuję za link, przeczytam w wolnej chwili.
08-06-2009 23:57
Neurocide
   
Ocena:
+1
Też się cieszę, że ludzie podchodza to sprawy krytycznie o otwierają oczy. W sprawie praw autorskich i znaków zastrzeżonych zabrał głos autor słynnego komiksu Order of the Stick w tym oto odcinku: http://www.giantitp.com/comics/oot s0032.html
09-06-2009 00:07
Rastif
   
Ocena:
0
Myślę, że gwiazdy nie pozdychają, bo nie zarabiają na wydawaniu płyt, tylko na koncertowaniu.

Ja się nie mogę nadziwić, jak marnie wydawane płyty znanych artystów mogą kosztować po 50-60 zł (wielka wytwórnia, wielki nakład, wielkie możliwości negocjowania cen tłoczenia płyt, drukowania okładek, itd), a kapitalne wydania Beast of Prey (często ręcznie robione), w nakładach typu 100-200 sztuk kosztują dwa, czasem trzy razy mniej.
09-06-2009 00:23
beacon
   
Ocena:
0
@Rastif

Często chodzi o to, że te płyty nie są tłoczone w Polsce i kupujemy po przeliczonych cenach, co w przypadku niektórych muzyków wynosi więcej niż innych. Akurat najdroższy jest underground zza granicy, który wcale takich nakładów nie ma. A poza tym zadajesz pytanie, na której i tak znasz odpowiedź ;> Tajemnica poliszynela kto zarabia na płytach.
09-06-2009 00:30
Kastor Krieg
   
Ocena:
0
@Rastif
Myślę, że gwiazdy nie pozdychają, bo nie zarabiają na wydawaniu płyt, tylko na koncertowaniu.

Wypadałoby mieć pojęcie o czym pleciesz. Gwiazdy zarabiają wyłącznie na koncertach, bo na płytach / mp3 już nie sposób stabilnie zarabiać. Nie odwrotnie.

Zaś trend "to se zarabiajcie na koncertach" uderza nie w gwiazdy o ustabilizowanej renomie, tylko kapele, które dopiero wchodzą na rynek. One sobie nic nie wydadzą, a nawet jeśli wydadzą, to nie zarobią. A na koncert nie przyjdzie im trzy tysiące i więcej ludzi, bo nie ma nagrania i nie ma możliwości by zdobyć rynek. Więc gwiazdy przymierają biznesowo, ciułając koncertowo, a młodzi artyści odbijają się od szklanego sufitu, nie będąc w stanie stać się gwiazdami.

Zaś, a propos "wrogości własności intelektualnej", powiem ci tyle, że znów nie masz pojęcia o czym mówisz. Bez tego pojęcia, materialnych praw autorskich, wydawca mógłby mnie jako tłumacza pozbawić wszelkich finansowych praw do tekstu przekładu korzystając z niego wedle woli tylko dlatego, że został stworzony, nie płacąc mi za ponowne wykorzystania we wznowieniach, etc.; Rozumiem, że uważasz, że za moją pracę płaca mi się nie należy.
09-06-2009 10:53
Karczmarz
    Hmmm
Ocena:
+1
Czym innym jest płyta z muzyką, a czym innym sama muzyka. Nie wydaje mi się, żeby legalizacja piractwa wpłynęła negatywnie na zyski artystów, bo i tak dzisiaj ściąganie jest normą i raczej nie prawo ludzi od niego powstrzymuje.

Jasne, że wpływa, choć to jeszcze kwestia ekspansji internetu. Przez ostatnie 2 miechy miałem internet 50mb/s (mam nadzieje, że ta usterka jeszcze wróci :P) i wiesz... o ile kupie sobie płytkę bo wolę obejrzeć film w full HD na mega plaźmie niż w dupnej jakości na dupnym monitorku, o tyle przy naprawdę szybkim necie ściągnięcie filmu w full HD i oglądanie go na TV to chwila.

Obecnie internet jeszcze jest za słaby by np. zastąpić DVD, ale gdy płytkę będziesz ściągał w 3 minuty prosto na telewizor to myślisz, że popyt nie spadnie?

Właśnie chodzi o to, że moc jest coraz większa. Że w przyszłości może lepiej będzie puszczać programy i TV w necie a ludzie będą chcieli na tym zarabiać. I jeśli ktoś będzie to piracił to ci ludzie, którzy chcieli by zarabiać postarają się do tego nie dopuścić. To już nie będzie kwestia "wytwórnie muzyczne i filmy" tylko niemal cały biznes jaki może pomieścić net kontra piraci.

Do tego dochodzi standardowe: w chwili obecnej możesz spokojnie na blogu czy stronie prowadzić agitacje terrorystyczną czy cokolwiek innego - trudno to kontrolować odgórnie. Provider powinien mieć możliwość sprawdzania, czy za jego pośrednictwem ludzie nie łamią prawa, tak jak na ulicach chodzi policja sprawdzając, czy ludzie nie chodzą na czerwonym świetle, a w autobusach masz kanarów kontrolujących twój bilecik.
09-06-2009 11:54
Rastif
   
Ocena:
0
>>Myślę, że gwiazdy nie pozdychają, bo nie zarabiają na wydawaniu płyt, tylko na koncertowaniu.
>Wypadałoby mieć pojęcie o czym pleciesz. Gwiazdy zarabiają wyłącznie na koncertach, bo na płytach / mp3 już nie sposób stabilnie zarabiać. Nie odwrotnie.


No i w jaki sposób moje stwierdzenie wyklucza się z Twoim? Powiedziałem, że gwiazdy zarabiają na koncertowaniu - wykaż mi, gdzie tkwi błąd, skoro 'nie mam pojęcia o czym plecę'.
Czasy się zmieniają, sposoby działania artystów również. Przez wieki muzycy w zasadzie nie mieli nośników i zarabiali wyłącznie na publicznych przedstawieniach, pisaniu okolicznościowych utworów i mecenacie. Życie toczy się dalej.

Zaś trend "to se zarabiajcie na koncertach" uderza nie w gwiazdy o ustabilizowanej renomie, tylko kapele, które dopiero wchodzą na rynek. One sobie nic nie wydadzą, a nawet jeśli wydadzą, to nie zarobią. A na koncert nie przyjdzie im trzy tysiące i więcej ludzi, bo nie ma nagrania i nie ma możliwości by zdobyć rynek. Więc gwiazdy przymierają biznesowo, ciułając koncertowo, a młodzi artyści odbijają się od szklanego sufitu, nie będąc w stanie stać się gwiazdami.

sory Kastor, ale operujesz konstrukcjami teoretycznymi, a nie rzeczywistością. Gwiazdy nie przymierają biznesowo i mają się świetnie, choć 'muszą' więcej koncertować, a młodzi artyści wchodzą na rynek w podobnej skali, co kiedyś, bo internet to potężne narzędzie marketingowe. Ja nie widzę problemu. Zresztą, praktyczne konsekwencje obalenia własności intelektualnej są dla mnie mniej istotne niż fakt, że po prostu coś takiego jak 'własność intelektualna' nie powinno istnieć. Nie jestem utylitarystą.

Zaś, a propos "wrogości własności intelektualnej", powiem ci tyle, że znów nie masz pojęcia o czym mówisz.

Kastorze, radziłbym Ci więcej uwagi przy czytaniu moich postów, bo nie masz pojęcia o czym mówisz.

Bez tego pojęcia, materialnych praw autorskich, wydawca mógłby mnie jako tłumacza pozbawić wszelkich finansowych praw do tekstu przekładu korzystając z niego wedle woli tylko dlatego, że został stworzony, nie płacąc mi za ponowne wykorzystania we wznowieniach, etc.; Rozumiem, że uważasz, że za moją pracę płaca mi się nie należy.

Nie. Uważam po prostu, że pracując jako tłumacz nie tworzysz własności. Jeżeli zawarłeś z firmą umowę o to, że przetłumaczysz tekst - robisz to i tłumaczysz, a firma Ci nie płaci - to firma łamie umowę. Pacta sunt servanda. Natomiast uważam, że tekst, który przetłumaczyłeś, nie przejawia cech własności i co za tym idzie - nie może należeć ani do Ciebie, ani do firmy, która zapłaciła Ci za jego przetłumaczenie, ani do nikogo innego. W skrócie - jeżeli chcesz dostawać dodatkową kasę za każdy kolejny dodruk, po prostu zawierasz w umowie klauzulę 'za każdy kolejny dodruk należy się xyz złotych'. Kropka. Nie mam zielonego pojęcia dlaczego z taką lubością wkładasz mi w usta coś, czego nie powiedziałem, a potem jeszcze dodajesz, że 'nie mam pojęcia o czym mówię'. No pewnie... na temat tego, co mi wpychasz w usta, rzeczywiście pojęcie mam mikre.
09-06-2009 14:13
malakh
   
Ocena:
0
z pominięciem pośredników, wydaje się ciekawszą propozycją, która jest powoli testowana (Radiohead, NIN, etc.)

Z tego co słyszałem, Radiohead się przejechał, bo ludzie, jak już w ogóle płacili, to grosze.
09-06-2009 14:14
Kastor Krieg
   
Ocena:
0
sory Kastor, ale operujesz konstrukcjami teoretycznymi, a nie rzeczywistością.

Jakoś tak się składa, że wiem o czym mówię, przestaję na co dzień z muzykami i znam ich problemy z pierwszej ręki.

Poczytaj sobie to:
http://thecynicalmusician.com/

Jest to blog muzyka, Polaka, który przy okazji jest ekonomistą z wykształcenia. Powinien ci sporo rozjaśnić.

Nie. Uważam po prostu, że pracując jako tłumacz nie tworzysz własności. [...] Natomiast uważam, że tekst, który przetłumaczyłeś, nie przejawia cech własności i co za tym idzie - nie może należeć ani do Ciebie, ani do firmy, która zapłaciła Ci za jego przetłumaczenie, ani do nikogo innego.

Fajny masz ogląd świata. Skoro nie tworzę własności, to jak mogę przekład sprzedać? Nie należą mi się za to pieniądze? Sorry, ale zapętlasz się, a na odmawianie mi prawa do zapłaty za wykonaną pracę (prawa do sprzedaży przekładu, który w/g ciebie nie jest wytworzoną przeze mnie własnością).

09-06-2009 15:17
beacon
   
Ocena:
0
@malakh

Ostatnio członkini Sonic Youth gratulowała Radiohead pomysłu marketingowego, bo podobno było odwrotnie. Trzeba by to sprawdzić, choć to dość trudne zajrzeć do portfeli kapeli.

@Kastor

Według filozofii Rastifa dobra intelektualne powinny krążyć nieodpłatnie, płatne niech będą druki itd. I kiedy tłumaczysz dla wydawcy, to on niech Ci płaci. Ale potem ktoś może zeskanować ten tekst i puścić go w sieć. To spora różnica. Chociaż faktycznie, tłumacz nie zarobi na koncertach ;P
09-06-2009 16:29
Rastif
   
Ocena:
0
Fajny masz ogląd świata. Skoro nie tworzę własności, to jak mogę przekład sprzedać? Nie należą mi się za to pieniądze? Sorry, ale zapętlasz się, a na odmawianie mi prawa do zapłaty za wykonaną pracę (prawa do sprzedaży przekładu, który w/g ciebie nie jest wytworzoną przeze mnie własnością).

Przekład w takim wypadku byłby zwyczajną usługą, a nie sprzedażą prawa własności. To bardzo proste w sytuacji, w której mielibyśmy realną swobodę umów.
W niczym się nie zapętlam (byłbym wdzięczny, gdybyś mi udowodnił, w którym miejscu), po prostu nie uważam informacji za własność. Własnością może być książka, płyta, ale nie zawarta tam informacja, która jest zwyczajnie plamami farby albo nierównościami na powierzchni poliwęglanu. I uwierz mi, że to nic osobistego, nie marzy mi się po nocach, że nie masz co do garnka włożyć:).
09-06-2009 17:29
beacon
   
Ocena:
0
@Rastif

Jakaś opcja to jest. Usługa na potrzeby wydawnictwa. W oddolne dobre tłumaczenia książek raczej nie wierzę, bo to wymaga dużych nakładów pracy ze strony wykwalifikowanej osoby. Pytanie tylko jak długo będą w ogóle potrzebni w Europie tłumacze z angielskiego...
09-06-2009 18:43

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.